Nie umiem się pogodzić z jej odejściem.
Uratowana z horroru zaniedbania. Porzucona przez cholerną zbieraczkę zwierząt, która nie dając rady z jej chorobami czekała aż Pepper padnie z głodu. Po co jednak robić sobie problem ze zwłokami jak można wyrzucić dogorywającego kota do rowu.
Pokochałam ją ze zdjęcia. Ja jakoś tak mam, że widzę i już wiem, że to zwierzę dla mnie. Adoptowałam ją więc choć nie planowałam nawet kota w domu i była naszym światełkiem w stadzie pełnym psów.
Zero strachu przed nimi, zero agresji. Tuliła się do nas niemal obsesyjnie. Zero problemów z kuwetą. Zero niszczenia mebli i drapania po ścianach. Kot ideał. Gadatliwa. Kiedy nam już zaufała oddała się nam całkowicie.
Nie wiemy do końca ile miała lat. Wet określił między 9 a 11. Z zębów nie dało się tego określić. Nie miała ich. Trzeba było je wyrwać tak były zaniedbane i zepsute. Niemal padła z głodu,bo nie mogła przez to jeść.
Kiedy pojechałyśmy po nią do schroniska, zaczęła nieudolnie atakować inne koty przez ich klatki . Chciała być na naszą wyłączność. W podróży do domu zaskoczyła nas mocno. Takich przygód się nie zapomina.
Była z nami od Dnia kota w lutym do 1 sierpnia. Nieco ponad pół roku.
Żegnałam już wiele zwierząt. Zawsze przeżywam to tak samo. Nie da się do tego przyzwyczaić.
Jednak choć psy są moim ulubionym gatunkiem towarzyszącym, przy jej odejściu pękło mi serce.
Ból mojej córki pewnie to spotęgował. Pierwszy raz była obecna przy tym jak odchodzi członek naszego stada.
Jednak nie mogę tego wciąż ogarnąć i chyba nigdy się nie pogodzę z tym, że taki śmieć jak jej poprzednia "właścicielka" żyje na tym świecie. Żyje i nadal prowadzi ten horror. Powołuje nadal nowe zwierzęta do życia.
Horror tych zwierząt. Pseudo hodowlę psów i jeszcze chwali się pięknymi obrazkami na fejsie.
Gdzie karma? Kiedy spadnie na to babsko sprawiedliwość za lata zaniedbań milczących, bezbronnych zwierząt.
Pepper nie dało się uratować. FIP zabił ją nam w przeciągu dwóch tygodni. Była za słaba i wyniszczona przez poprzedni dom, że nie reagowała na leczenie. Zbyt zaniedbywana przez lata siedzenia we własnym kale i moczu w klatce. Walczyliśmy też z zapaleniem trzustki, ale udało nam się postawić ją na nogi i radość ze znacznej poprawy jej zdrowia cieszyła nas. Niestety krótko.
Ufna, kochająca, bezproblemowa, kontaktowa, wdzięczna. Wciąż nie mogę uwierzyć, że tak się to skończyło.
Zalewa mnie żal i kurwica........
I jeszcze przez długie lata się z tym nie pogodzę.
Comments